Kurzą bo niedobry lekarz zabronił młodszemu dziecku się przemęczać. Przez tydzień zabronił. Nie jeździmy więc (no te trochę koło domku się nie liczy), nie biegamy (chyba, że trzeba siostrę dogonić, szybko coś zobaczyć, lub przed muchą uciekać), nie skaczemy (poza placem zabaw, oczywiście).
Ech, utrzymaj tu czterolatka...
Skoro mięśni męczyć nie możemy to męczyliśmy nosy.
No cóż, zwierzątka fajne są, ale trzeba przyznać, że ładnie nie pachną. Wycieczka do zoo ma swoją cenę.
Pocieszne noski, zabawne ryjki i śmieszne pozy zrekompensowały jednak niedogodności.
Wszyscy byli zachwyceni. I Myszor i Mysza i nawet Myszowa koleżanka, która do wspólnej wycieczki dołączyła.