Kto się domyślił, że wróciłam właśnie od fryzjera, ten się nic a nic nie myli.
Pani fryzjerka pomalowała mi włoski, przycięła, ułożyła. Wyglądam jak z gazety. Żaden włosek nie odstaje, żaden kosmyk nie jest przypadkowy. Patrzę w lustro, wyglądam ślicznie.... ale to nie ja.
Bo ja idealna nie jestem.
Ja olewam reklamy suplementów diety, które starają się mi wmówić, że nie mam prawa nosić bikini.
Mam gdzieś znawców, którzy twierdzą, że pomarańczowa skórka jest "be" i powinnam się jej wstydzić.
Nie będę uprawiać treningów z Chodakowską, tylko dlatego, że mam rzekomo za dużo w biodrach.
Nie posprzątam niczym Perfekcyjna Pani Domu.
Nie wychowam niczym Super Niania.
Popełniam masę błędów, ulegam pokusom i nie walczę z nałogami.
I chociaż nie mam sylwetki jak modelka, chociaż nie raz potykam się o porozrzucane sprzęty, choć często pluję sobie w twarz i płacę wysoką cenę za błędy, to lubię siebie.
Lubię tą niedoskonałość, nawet jak czasem się na nią wkurzam. Lubię, bo dzięki temu wiem, że jestem człowiekiem. Nie maszyną, nie obrazkiem, nie jednoosobowym spektaklem, tylko człowiekiem.
Bo człowiek ma prawo i nawet powinien nie być idealny.
A moja fryzura? Też już ją potargałam.
Follow my blog with Bloglovin