Zgodnie z planem kontynuuję swoją majorkańską opowieść. Przyszedł czas na opowieść o tym gdzie spaliśmy i co jedliśmy.
Myślę , że to będzie jednak mój ostatni wpis z tej serii na chwilę obecną. Zamierzam dać wam odpocząć i o tym jakie wpadki zaliczyliśmy i jak samemu zarezerwować wakacje na Majorce napiszę za około 2 tygodnie.
Chyba, że was nie zanudziłam i chcielibyście te dwa wpisy przeczytać jeszcze w tym tygodniu. Dawajcie znać w komentarzach.
Przejdźmy jednak do meritum...
Naszym marzeniem podczas rezerwowania wakacji był nie tylko wypoczynek, nie tylko zwiedzenie ciekawych miejsc i widoków. Chcieliśmy choć troszeczkę poczuć klimat wyspy.
Właśnie dlatego wałęsaliśmy się czasem zupełnie bez celu po uliczkach Palmy. Dlatego też chcieliśmy próbować majorkańskich potraw i spać w prawdziwym majorkańskim domu.
Mieszkać wygodnie
Dotychczas zwiedzaliśmy i wypoczywaliśmy jak rasowi turyści. Wiecie, hotel minimum 4 gwiazdki, najlepiej all inclusive. Wszystko podane zrobione, pełen wybór, pełen relaks.Od razu więc zauważyłam jak nie fajnie jest przygotowywać wszystko samemu i myśleć o zakupach podczas wakacji. Nikt za nas nie ścielił łóżek, nikt nie zamiatał tony piachu przyniesionej z plaży.
Dom okazał się być takim domkiem na lato, ale za to było klimatycznie.
Pierwsze na co zwróciłam uwagę to zadziwiający mikroklimat wewnątrz. Tu nie było duszno. Przychodziliśmy zmęczeni gorącem i już od progu witał nas przyjemny chłód. Klimatyzacja nie była potrzebna, chociaż była dostępna.
Nie wiem, czy to cecha charakterystyczna tylko tego miejsca, czy hiszpanie z Majorki mają jakieś swoje sekrety na budowę domów. Nam w każdym razie się poszczęściło.
Wystrój był praktyczny i ciekawy, ale..
Doprawdy nie wiem, czy to dlatego, że to był domek letni, czy to taka hiszpańska natura, ale wszystko było wykonane tu bardzo niestarannie. Kafelki były krzywe, ściany popękane, farba niedociągnięta, tynk nierówny.
Ale drzewa były a rwanie śliwek i cytryn prosto z gałęzi to marzenie. Codziennie była świeża lemoniadka ze świeżutkich owoców.
Najmniej miłą rzeczą były 2 zdechłe karaluchy, które znaleźliśmy w łazience. Biegających nie było, a po takim znalezisku przetrząsnęłam wszystkie szafki. Brzydzę się tego cholerstwa okropnie i nie mogłabym spokojnie spać bez sprawdzenia. Nie wiem skąd te zdechlaki się wzięły. Widać klimat południowy to nie same ochy i achy.
Ogólne wrażenia chyba jednak na plus, gdyby nie te karaluchy. W końcu mieliśmy do dyspozycji 3 pokoje i w pełni wyposażoną kuchnię, nie mówiąc o "ogrodzie" pełnym owoców :)
Zjeść zdrowo
Planowaliśmy również jeść tradycyjnie i zdrowo. Jeszcze przed wyjazdem zapowiedziałam dzieciakom zero frytek i pizzy. Niestety nie było to takie proste.Okazuje się, że w miejscach tak nasyconych turystami w jakich bywaliśmy zjedzenie na obiad czegoś zdrowszego niż frytki graniczy z cudem (na samodzielne gotowanie się nie zdobylam). W zasadzie nie, można, ale na sprawdzanie szukanie, parkowanie, przemieszczanie stracilibyśmy pół dnia. A tego nie chcieliśmy. Tym sposobem zaliczyliśmy zaledwie 2 tradycyjne posiłki i dwa desery. Mieliśmy też jedno podejście do czegoś zdrowszego niż tapas, ale rachunek skutecznie wybił nam z głowy kolejne takie wybryki.
Ogólne wrażenie z tradycyjnego jedzenia - mieszane.
Smak potraw, które jedliśmy przypominał mi nasze polskie smaki. Lekko mnie to rozczarowało. Wiecie, jak jedziecie do obcego kraju to spodziewacie się mniejszej lub większej egzotyki. A tu taka niespodzianka. Tradycyjne Ilom amb col smakuje niemal jak nasze gołąbki, El Frito Mallorquin natomiast jak wątróbka z ziemniakami. Nic nowego.
Warto natomiast spróbować pa amb oil, czyli chleba w oliwie z dodatkami, bardzo miła przekąska. Do gustu przypadło mi też ich tradycyjne ciastko, chyba dlatego, że nie było za słodkie.
Jedno jednak muszę przyznać, tradycyjne restauracje nie zabijają ceną. Jeśli interesują Was szczegóły, namiary na restauracje, kawiarnie itp w okolicach Palmy, to piszcie do mnie śmiało. Chętnie opowiem.
Follow my blog with Bloglovin
Domek i ogród na zdjeciu wyglądają mimo wszystko kusząco :)
OdpowiedzUsuńKaraluchy to chyba jedne z mniej przyjaznych stworzeń, dobrze, że te u Was nie poruszały się. Ja na wakacjach odpoczywam od wszystkiego, od diety również . przez kilka dni można pozwolić sobie na więcej.
OdpowiedzUsuńKalaruchy mogły przyjśc z podwórka albo od sąsiadów, ja to bym chyba od razu trutke kupiła na te paskudzctwa...
OdpowiedzUsuńcudowne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńKtoś miał fajny patent na wezgłowie łóżka :-)
OdpowiedzUsuńBuziaki :-*
To jest właśnie tak, mieszkasz w wynajętym domu - jesteś bliżej prawdziwego klimatu kraju, ale niestety dni pełne są obowiązków (zakupy, utrzymywanie porządku). Ostatnie dwa lata spędzam w hotelach z pełnym wyżywieniem (zwykle oferty z zakupów grupowych, a wiec nie jestem aż tak spłukana), a ponieważ jadę prywatnie, to też mogę zobaczyć co chcę. Na urlopie chcę odpocząć także od obowiązków domowych, a wynajmując domek to tak słabo można odpocząć...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Domek mimo wszystko ładnie się prezentuje:)
OdpowiedzUsuńMajorka... wakacje marzeń :-) Cudownie tam!
OdpowiedzUsuńweronikarudnicka.pl
W hotelach jest wygodniej, ale nie da się poznać kraju tak jak wynajmując domek. Wakacje w hotelach już wiem jak wyglądają i bardzo mi pasują, ale chętnie by zobaczyła jak to jest w taki domku - chyba bym więcej ciekawych miejsc zobaczyła :)
OdpowiedzUsuńOstatnio na wakacjach w Polsce natknęłąm się na dwa pokojowe karaluchy i myszę! ) Ach, witaj przygodo.
OdpowiedzUsuńOstatnio wypoczywałam w Polsce a w pokoju mieliśmy dwa karaluchy i mysz :)
OdpowiedzUsuńTeż wolę zwiedzać w taki sposób, na jaki się zdecydowaliście, ale sama nie wiem, który sposób bym wybrała wyjeżdżając z dzieckiem. Inna sprawa, że Twoje maluchy są większe od mojego juniora.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńA ten ogródek- mimo, że bez trawki, wygląda super!
Nie ma to dla mnie znaczenia czy są to wakacje all czy całkowicie rezerwowane na własną rękę , ponieważ nigdy nie leżymy i opalamy się , bo za to nie płacimy tylko za komfort spania w łóżku i obfitej kolacji ( jeśli na nią zdążymy ) bo tak na prawdę całe wakacje jeździmy i poszukujemy miejsc wyjątkowych , których mówimy cały rok i tęsknimy ... zwiedzamy zawsze na 100 % :D
OdpowiedzUsuńbuziaki