Pamiętam czasy, kiedy zamiast robienia zakupów się załatwiało. Pamiętam kolejki do mięsnego. Pamiętam kartki na papier toaletowy. Pamiętam.
Księgarnie nie czyhały wtedy na każdym rogu mrugając do nas pięknymi okładkami. Nie kusiły wspaniałymi treściami, nie wyciągały z portfela każdej złotówki. Nie.
Ale jak bardzo pragnęliśmy książki posiadać.
Nie wiem skąd moi rodzice zdobywali te piękne pozycje. Nie pamiętam. Ale pamiętam jak dziś, jak bardzo książki w domu się szanowało.
Nie zostawiamy książek otwartych na czytanej stronie grzbietem do góry. Nie zawijamy rogów celem zaznaczenia ostatnio przeczytanej strony. Od tego są przecież zakładki.
Nie piszemy po książkach, parzcież to nie zeszyt.
I najważniejsze, każdą książkę zawijamy w specjalną folię, żeby się nie zniszczyła.
A co dziś zostało mi z tamtych lat?
Wspaniała biblioteczka dla moich dzieci. Niemal same klasyki. Baśnie Andersena i Braci Grimm. Wiersze Tuwima i Brzechwy. Opowiadania Grochowskiego, Korczaka, Barrie.
Wszystko niemal w idealnym stanie. Moc wspaniałych, klasycznych treści z pięknymi ilustracjami.
Będę o nie dbać, tak jak nauczyła mnie mama. Będę tą miłość i szacunek przekazywała swoim dzieciom. I kto wie, może kiedyś tą wspaniałą biblioteczkę odziedziczą również moje wnuki?
Takie mam marzenie z okazji wczorajszego Światowego Dnia Książki.