środa, 29 stycznia 2014

Męskim okiem... Piłkarski dyletant w Dortmundzie


Nie znam się na piłce. I nawet jej nie lubię. Nigdy nie byłem na ligowym meczu polskiej ekstraklasy, ale... Kiedy jednak trafiła się okazja, grzechem byłoby nie skorzystać.  Zostaliśmy zaproszeni przez kontrahenta na mecz Borussi z Augsburgiem, pierwsze po zimowej przerwie spotkanie Bundesligi. Nie dość, że trafiła się loża vipów, to jeszcze świetny hotel fundują...  Jedziemy!


Dojechawszy na miejsce okazało się, że w naszym hotelu nocują także zawodnicy z Augsburga, więc kumpel natychmiast skorzystał z okazji i trzasnął sobie fotkę z Arkiem Milikiem. Będzie pamiątka. Na stadion kilkaset metrów, więc idąc przez miasto obserwowaliśmy dziki tłum zmierzający na mecz. Wszyscy obowiązkowo w barwach klubowych.   Signal Iduna Arena mieści 80000 ludzi - jak się potem okazało weszło jeszcze kilka setek więcej... Na spotkaniu ligowym  pełnutki stadion? I według dobrze poinformowanych komplet miejsc wykupiony do końca sezonu... Mam wrażenie, że w kraju się to jeszcze dłuugo nie wydarzy.
Jako, że  - jak już wspomniałem - fanem futbolu raczej nie jestem, relacje z polskich spotkań ligowych znam jedynie z mediów. Hasła typu "mecz podwyższonego ryzyka", "znaczące siły Policji zostały zmobilizowane do ochrony spotkania"  itp. słyszałem wielokrotnie.  W Dortmundzie dla odmiany panował iście niemiecki ordnung - jakimś cudem 80tys. ludzi pokojowo rozlokowało się na stadionie i nikomu nawet krew z nosa nie poszła. Polizei dłubie  z nudów w zębach czy tam nosach...

Wchodzimy. "Zwykli" na lewo, VIP-y na prawo. My na prawo. Oddaję bilet dziewczynie, która z powodzeniem mogłaby startować w wyborach miss universum i z ulgą konstatuję że mówi po polsku lepiej niż po niemiecku... W zamian dostaję opaskę, dzięki której mogę bez przeszkód grasować po OBO Lounge i żlopać hektolitry piwska, zagryzając frykasami. Wszystko za free! OK, za 10 minut mecz, drzwi na trybunę otwiera koleżanka bileterki, jeszcze ładniejsza - na plakietce imię: Dorota - i wszystko jasne...

Stadion pełny.  Niesamowite wrażenie! Zawodnicy jeszcze nie weszli, trwają obrzędy wstępne. Dzieciaki, maskotki klubowe, machacze flagami, olbrzymi emblemat BVB na środku boiska. No i ten ryk kibiców! Cała południowa trybuna tzw.  "Gelbe Wand"  to strefa najaktywniejszych kiboli, 28tys ludzi, miejsca tylko stojące, głowa przy głowie. Skaczą, ryczą, śpiewają słowem doping na całego. Apogeum następuje przy prezentacji zawodników - cały stadion wykrzykuje imiona, witając wchodzących. O dziwo Lewandowskiego też przywitano bez pogardliwych  gwizdów.

Gwizdek. Spotkanie rozpoczęte.  Cóż, nie będę się rozpisywał, fachowe relacje można znaleźć na portalach sportowych, nadmienię jedynie, że niejaki Sven Bender zrobił dobrze BVB (strzelił gola) ale także wsparł Augsburg ( strzelił gola). Kuba zerwał wiązadła w kolanie i do końca sezonu już raczej nie zagra. Poza tym, gospodarze nie pokazali się z najlepszej strony, zero pressingu, FCA nie dawało pograć Robertowi, stąd wynk - 2:2 i trzecie miejsce w tabeli. 


W przerwie nasłuchałem się, że piłkarze poszli do klopa i osobiście nie uznałbym za stosowne aby o tym wspominać - każdy czasem musi.  No a już po meczu zobaczyłem wywiad z trenerem... Kloppem Jurgenem i z trudem powstrzymałem się by nie parsknąć.

Jako absolutny piłkarski dyletant pobyt w Dortmundzie zaliczam do bardzo udanych. Mecz mimo dość słabego poziomu, wart był obejrzenia, najważniejsza jednak była atmosfera -dobra  zabawa i doping, bez przemocy i ekscesów. No i wzorowa organizacja. Jak jeszcze kiedyś zaproszą to znowu pojadę!

Follow my blog with Bloglovin

21 komentarzy:

  1. A ja piłkę nożną bardzo lubię i chętnie bym taki mecz zobaczyła. Musiałabym tylko znaleźć tyle miejsc, żeby zabrać pół rodziny, bo strasznie zazdrośni by byli :) Mój tata ma swój tv i swój pakiet sportowy (cyfrowy polsat - płaci za pełen pakiet familijny, którego nie ogląda, tylko po to, aby móc mieć pełen pakiet sportowy, dają tylko tak!), mój brat jest jeszcze lepszy - kupił sobie 50 calowy telewizor (chyba tylko po to, żeby lepiej widzieć, bo nie wiem w jakim innym celu) i ma pełny pakiet sportowy w n. Mieszkają w jednym domu!! Razem mają jakiś biliard kanałów sportowych, więc na dwóch poziomach w domu non stop leci sport. I pomyśleć, że ja się jeszcze nawet telewizora u siebie nie dorobiłam... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym zobaczyła, mimo że nie lubię. Choćby dla tych hektolitrów piwska ;)

      Usuń
  2. ja piłkę nożną oglądam jak chłop ogląda jak jestem u neigo;p tak to mnie to nie pasjonuje.. już bardziej lubuję się w skokach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee, na przystojnych chłopach przynajmniej oko można zawiesić ;)

      Usuń
    2. hahaha a patrz to jest plan :D:D

      Usuń
  3. chociaż nienawidzę oglądać piłki nożnej w telewizji to na zywo jest to zupełnie inna bajka. Stadiony robią duże wrażenie - a emocje udzielają mi się czasem nawet za mocno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na polski ligowy bym się trochę chyba bała. W Bydgoszczy co najmniej 2 mecze były zamknięte dla publiczności, bo raz ostro narozrabiali. Ale taki wyjazd sama chętnie bym zaliczyła.

      Usuń
  4. fajna sprawa taki mecz. niesamowite przeżycie i doswiadczenie

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubie meczy w tv ,ale na żywo to co innego !

    OdpowiedzUsuń
  6. Njaważniejsze, że się podobało- niestety nie napiszę niczego bardziej ambitnego, bo jesli chodzi o piłkę nożną to moje zainteresowanie nią zaczyna i kończy się na omijaniu pseudokibiców Cracovi i Wisły, którzy czają się co drugi blok w Krakowie (;

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubię piłki nożnej ale taki stadion sama bym zobaczyła :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze, jest mi bardzo miło.

Bardzo Was proszę jednak o nie umieszczanie w treści komentarza jakichkolwiek linków reklamowych. Wszystkie podlinkowane komentarze zostaną usunięte (chyba, że link dotyczyć będzie merytorycznie komentowanego wpisu).
Dziękuję za wyrozumiałość.