Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.emolium.pl/
Moje dzieci i ja robimy czasami za doświadczalne króliki. O ile ja robię to z własnej, nieprzymuszonej woli, o tyle moje dzieci już nie koniecznie.
Tym razem jednak na eksperyment przystały chętnie. Pytanie brzmiało:
"Czy żel do mycia marki Emolium poradzi sobie samodzielnie z przesuszoną skórą dzieci?"
Im mniejsza ilość pielęgnacji, tym moje dzieci szczęśliwsze. Zawsze lepiej przecież bawić się choćby minutę dłużej, niż smarować jakimś wstrętnym mazidłem.
Pomysł pojawił się, gdyż jako niemowlęta dzieci kąpane były w wodzie z dodatkiem oilatum. Nawilżało, myło i było super. Nic więcej nam nie było trzeba.
Jednak mój mąż znany sknera uznał w którymś momencie, że dzieci są duże a oilatum drogi. Kupując marketowe żele zepsuliśmy dzieciom skórę. W efekcie nie tylko pojawił się problem z wysuszeniem, ale też zysku co w pysku. To co zaoszczędzone wydałam na przeróżne balsamy.
Niestety eksperyment okazał się klapą. Raz zepsute trudno odratować. Przynajmniej nie samym emoliumem.
Owszem żel nie wysusza skóry tak tragicznie jak marketówki. Po miesiącu stosowania wyłącznie tego żelu skóra maluchów nie łuszczy się, ale nadal pozostaje sucha i szorstka w dotyku.
Jeżeli chodzi o inne wartości użytkowe:
- butelka porządna, można nawet od czasu do czasu rzucić na kafelki i pozostaje cała (sprawdzone)
- pompka działa dobrze, blokada też, mimo ciągłego majstrowania przy niej przez 4 małe rączki
- produkt jest całkowicie bezzapachowy, w języku moich dzieci śmierdzi, ale się przyzwyczaiły
- żel niemal wcale się nie pieni
Potrzebujecie więcej szczegółowych informacji? Tu strona producenta KLIK
Jakie są wasze doświadczenia? Myślicie, że warto wypróbować inne emolienty, czy lepiej dołączyć balsam?
Follow my blog with Bloglovin