Nie znam się na piłce. I nawet jej nie lubię. Nigdy nie byłem na ligowym meczu polskiej ekstraklasy, ale... Kiedy jednak trafiła się okazja, grzechem byłoby nie skorzystać. Zostaliśmy zaproszeni przez kontrahenta na mecz Borussi z Augsburgiem, pierwsze po zimowej przerwie spotkanie Bundesligi. Nie dość, że trafiła się loża vipów, to jeszcze świetny hotel fundują... Jedziemy!
Dojechawszy
na miejsce okazało się, że w naszym hotelu nocują także zawodnicy z Augsburga,
więc kumpel natychmiast skorzystał z okazji i trzasnął sobie fotkę z Arkiem
Milikiem. Będzie pamiątka. Na stadion kilkaset metrów, więc idąc przez miasto
obserwowaliśmy dziki tłum zmierzający na mecz. Wszyscy obowiązkowo w barwach
klubowych. Signal Iduna Arena mieści
80000 ludzi - jak się potem okazało weszło jeszcze kilka setek więcej... Na
spotkaniu ligowym pełnutki stadion? I
według dobrze poinformowanych komplet miejsc wykupiony do końca sezonu... Mam
wrażenie, że w kraju się to jeszcze dłuugo nie wydarzy.
Jako,
że - jak już wspomniałem - fanem futbolu
raczej nie jestem, relacje z polskich spotkań ligowych znam jedynie z mediów.
Hasła typu "mecz podwyższonego ryzyka", "znaczące siły Policji
zostały zmobilizowane do ochrony spotkania" itp. słyszałem wielokrotnie. W Dortmundzie dla odmiany panował iście
niemiecki ordnung - jakimś cudem 80tys. ludzi pokojowo rozlokowało się na
stadionie i nikomu nawet krew z nosa nie poszła. Polizei dłubie z nudów w zębach czy tam nosach...
Wchodzimy.
"Zwykli" na lewo, VIP-y na prawo. My na prawo. Oddaję bilet
dziewczynie, która z powodzeniem mogłaby startować w wyborach miss universum i
z ulgą konstatuję że mówi po polsku lepiej niż po niemiecku... W zamian dostaję
opaskę, dzięki której mogę bez przeszkód grasować po OBO Lounge i żlopać
hektolitry piwska, zagryzając frykasami. Wszystko za free! OK, za 10 minut
mecz, drzwi na trybunę otwiera koleżanka bileterki, jeszcze ładniejsza - na
plakietce imię: Dorota - i wszystko jasne...
Stadion
pełny. Niesamowite wrażenie! Zawodnicy
jeszcze nie weszli, trwają obrzędy wstępne. Dzieciaki, maskotki klubowe,
machacze flagami, olbrzymi emblemat BVB na środku boiska. No i ten ryk kibiców!
Cała południowa trybuna tzw. "Gelbe
Wand" to strefa najaktywniejszych
kiboli, 28tys ludzi, miejsca tylko stojące, głowa przy głowie. Skaczą, ryczą,
śpiewają słowem doping na całego. Apogeum następuje przy prezentacji zawodników
- cały stadion wykrzykuje imiona, witając wchodzących. O dziwo Lewandowskiego
też przywitano bez pogardliwych gwizdów.
Gwizdek.
Spotkanie rozpoczęte. Cóż, nie będę się
rozpisywał, fachowe relacje można znaleźć na portalach sportowych, nadmienię
jedynie, że niejaki Sven Bender zrobił dobrze BVB (strzelił gola) ale także
wsparł Augsburg ( strzelił gola). Kuba zerwał wiązadła w kolanie i do końca
sezonu już raczej nie zagra. Poza tym, gospodarze nie pokazali się z najlepszej
strony, zero pressingu, FCA nie dawało pograć Robertowi, stąd wynk - 2:2 i
trzecie miejsce w tabeli.
W przerwie
nasłuchałem się, że piłkarze poszli do klopa i osobiście nie uznałbym za stosowne
aby o tym wspominać - każdy czasem musi.
No a już po meczu zobaczyłem wywiad z trenerem... Kloppem Jurgenem i z
trudem powstrzymałem się by nie parsknąć.
Jako
absolutny piłkarski dyletant pobyt w Dortmundzie zaliczam do bardzo udanych.
Mecz mimo dość słabego poziomu, wart był obejrzenia, najważniejsza jednak była
atmosfera -dobra zabawa i doping, bez
przemocy i ekscesów. No i wzorowa organizacja. Jak jeszcze kiedyś zaproszą to
znowu pojadę!
Follow my blog with Bloglovin
A ja piłkę nożną bardzo lubię i chętnie bym taki mecz zobaczyła. Musiałabym tylko znaleźć tyle miejsc, żeby zabrać pół rodziny, bo strasznie zazdrośni by byli :) Mój tata ma swój tv i swój pakiet sportowy (cyfrowy polsat - płaci za pełen pakiet familijny, którego nie ogląda, tylko po to, aby móc mieć pełen pakiet sportowy, dają tylko tak!), mój brat jest jeszcze lepszy - kupił sobie 50 calowy telewizor (chyba tylko po to, żeby lepiej widzieć, bo nie wiem w jakim innym celu) i ma pełny pakiet sportowy w n. Mieszkają w jednym domu!! Razem mają jakiś biliard kanałów sportowych, więc na dwóch poziomach w domu non stop leci sport. I pomyśleć, że ja się jeszcze nawet telewizora u siebie nie dorobiłam... ;)
OdpowiedzUsuńJa bym zobaczyła, mimo że nie lubię. Choćby dla tych hektolitrów piwska ;)
Usuńja piłkę nożną oglądam jak chłop ogląda jak jestem u neigo;p tak to mnie to nie pasjonuje.. już bardziej lubuję się w skokach :D
OdpowiedzUsuńeee, na przystojnych chłopach przynajmniej oko można zawiesić ;)
Usuńhahaha a patrz to jest plan :D:D
Usuńja nie lubie tego sportu ;p
OdpowiedzUsuńJa też inne wolę
Usuńchociaż nienawidzę oglądać piłki nożnej w telewizji to na zywo jest to zupełnie inna bajka. Stadiony robią duże wrażenie - a emocje udzielają mi się czasem nawet za mocno :)
OdpowiedzUsuńNa polski ligowy bym się trochę chyba bała. W Bydgoszczy co najmniej 2 mecze były zamknięte dla publiczności, bo raz ostro narozrabiali. Ale taki wyjazd sama chętnie bym zaliczyła.
Usuńfajna sprawa taki mecz. niesamowite przeżycie i doswiadczenie
OdpowiedzUsuńTo prawda
UsuńTrochę pozazdrościłem ;)))
OdpowiedzUsuń;)
UsuńNie lubie meczy w tv ,ale na żywo to co innego !
OdpowiedzUsuńJa za to uwielbiam i te w tv i te na zywo :)
UsuńDokładnie, zwłaszcza na takim poziomie organizacyjnym.
UsuńNjaważniejsze, że się podobało- niestety nie napiszę niczego bardziej ambitnego, bo jesli chodzi o piłkę nożną to moje zainteresowanie nią zaczyna i kończy się na omijaniu pseudokibiców Cracovi i Wisły, którzy czają się co drugi blok w Krakowie (;
OdpowiedzUsuńNo i to jest ten ból
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie lubię piłki nożnej ale taki stadion sama bym zobaczyła :)
OdpowiedzUsuńTa masa ludzi robi wrażenie..
Usuń