Moje dzieci się starają, naprawdę się starają.
Cóż, kiedy im nie wychodzi....
Rano pobudka, wychodzenie z łóżka trwa i trwa. Ilość moich "Wstawać leniuchy" niezliczona. Wchodzę powoli na wyższe rejestry. Spokojnie. Ja też się staram, więc wkurzenie nr 1 rekompensuję głębokimi oddechami.
Śniadanie, jest, zeszli w końcu, wreszcie i nareszcie. Mysza nawet buzią rusza, ale niestety nie tylko. W ruch poszły też nogi, ręce i Bóg wie co jeszcze. Pozycja raz, pozycja dwa i nagle... bitwa na nogi. Myszor szczęśliwy, tyle że nie je. Ja natomiast zupełnie nieszczęśliwa. Ba, rzekłabym, że oddechy przestają pomagać. Szybko rozdzielam towarzystwo i karmię Juniora.
Ubieranie, Myszę wszystko ciśnie gryzie i uwiera. Rajstopy przeszkadzają, spodnie cisną a sweter grzeje. Przezornie nie wchodzę do pokoju. Mina Myszy jest w stanie zniweczyć moje dotychczasowe starania.
Ale przecież miała się starać. Dzielnie więc walczy z tekstylnym potworem... do czasu. W poczuciu beznadziei pada na podłogę z rajstopami do kolan i wrzeszczy.
Myszor jak zwykle wygłupia się i zakłada spodnie na głowę.
Zaczynam krzyczeć, przecież nie mam nerwów ze stali.
Mycie, o rany Myszor chce kupę. Niby drobiazg, tylko nie wiecie, że aby wykonać tą prostą czynność fizjologiczną trzeba się rozebrać, do naga (!). Po jaką cholerę go ubierałam. Do tego trzeba sobie nad wodą posiedzieć. Tak z 15 minut. A przecież za 15 min mamy być w szkole.
Łapię się na tym, że zaczynam krzyczeć, że on potrzebuje. Ostatkiem sił znajduję w sobie resztki zdrowego rozsądku.
Może by się udało, ale Mysza tymczasem podczas mycia zębów uderzyła się w "ruchomy" ząb. Każdy wie, że to doskonały powód do płaczu i awantury. Bo przecież leci krew. A jak leci to musi boleć, nawet jeżeli nie boli.
Po czterokroć wkurzona zaczynam czesać Myszy włosy. Wkurzam się raz kolejny, bo Mysza płacze, że boli. Im bardziej płacze tym bardziej się wkurzam, a im bardziej się wkurzam, tym bardziej ciągnę, a im bardziej ciągnę....
Tak spirala nieszczęść osiąga apogeum.
Wychodzimy, tylko Mysza zapomniała plecaka z pokoju, Myszor uparł się na inną kurtkę a na dworze, zamiast zająć miejsce w samochodzie lepiej porzucać się śnieżkami....
Już nic nie mówię, nawet krzyczeć siły nie mam. Odpalam silnik i cierpliwie czekam.
Do szkoły oczywiście się spóźniamy.
Follow my blog with Bloglovin