czwartek, 18 lutego 2016

Gdzie pojechać na narty z dzieckiem?


Jesteśmy aktywnymi rodzicami i nie chcemy, nigdy nie chcieliśmy rezygnować ze swoich zainteresowań i pasji ze względu na fakt posiadania dzieci. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że jeżeli wszystko dobrze zorganizujemy, to dzieci nie będą przeszkodą. 
Tak też było z nartami.

Uwielbiamy jeździć na nartach i nie wyobrażamy sobie, aby fakt, że urodziło nam się dziecko całkowicie przeszkodził nam w szusowaniu. Oczywiście zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z pewnych ograniczeń, ale nie oznaczały one całkowitej rezygnacji ze zjazdów.



Jadąc na narty i zabierając ze sobą dziecko w wieku od 2 do 5 lat, mamy do wyboru kilka opcji:

  • poszukać zimowego przedszkola i oddać tam dziecko na "przechowanie". Gdy dziecko beztrosko się bawi, można ze spokojną głową oddać się białemu szaleństwu. Minusem tego rozwiązania jest dodatkowy koszt jaki ponosimy, oraz fakt, że nasze dziecko nie zażywa zdrowego górskiego powietrza, spędzając czas w czterech ścianach.
  • zabrać ze sobą na wczasy babcię lub opiekunkę do dziecka. Wtedy możemy beztrosko spędzać czas na stoku, mając pewność, że nasze dziecko bezpiecznie korzysta z uroków gór. Niestety takie rozwiązanie jest dostępne dla niewielkiej grupy osób, a my do niej nie należymy.
  • podzielić się czasem z współmałżonkiem i jeździć na zmiany. W czasie, gdy jedno z rodziców spędza czas z dziećmi, drugie szusuje i odwrotnie. Z takiego właśnie rozwiązania skorzystaliśmy i muszę przyznać, że sprawdziło się idealnie. Poszaleliśmy zarówno na stoku (co prawda, każde osobno) jak i rzucaliśmy się z dziećmi śnieżkami. Każde z nas było zadowolone.

Aby wyjazd na narty z małym dzieckiem zaliczyć jednak do udanych potrzeba dobrych warunków na stoku. I nie, nie chodzi mi tu o śnieg, pogodę czy utrzymanie stoków. Chodzi mi o to, co możesz znaleźć naokoło nich. Bo dziecko musi się czymś zająć...

My dotychczas odwiedziliśmy z dziećmi 3 ośrodki narciarskie w Polsce. Jesteście ciekawi, który z nich miał dzieciom najwięcej do zaoferowania?





B I A Ł K A   T A T R Z A Ń S K A

Zdecydowanym faworytem wśród odwiedzonych przez nas ośrodków jest Białka Tatrzańska. Mimo, że jest to miejsce pełne kiczowatych, turystycznych straganów, budek ze słodkim jedzeniem i automatów wyciągających z rodziców kasę, to właśnie ono znalazło się na pierwszym miejscu w kategorii przyjaznych małym dzieciom.

  • W pobliżu stoku jest miejsce (niestety bardzo zatłoczone) w którym dzieciaki bez problemu mogą pojeździć na sankach. A czy jest dziecko, które jeździć na sankach nie lubi? Jest to świetne rozwiązanie, nawet dla dzieci, które już narty miewają na nogach, ale szybko męczą się na stoku. Tu mogą nadal bawić się na śniegu i odpocząć od ciężkich narciarskich butów.
  • Okolice stacji narciarskiej nadal są pełne dziewiczych górek i otwartych terenów, na których można ulepić bałwana, powozić pociechę na sankach, zrobić bitwę na śnieżki, czy zbudować iglo. Można też wspólnie pozjeżdżać z tych dziewiczych górek na saneczkach, ale moje dzieci nie bardzo chciały, uznając je za zbyt strome.
  • W pobliżu stoku można pojeździć na oponkach lub pokręcić się na śnieżnej karuzeli.  Niestety są to rozwiązania płatne, ale dostarczą dzieciom fajnych wrażeń i zajmą na jakiś czas naszą wiercipiętę. Pełno tu też wrzutowych koników, samochodzików i helikopterów, które także bez przerwy kuszą nasze dzieci.
  • Wybierając się na spacer po dolnej stacji można trafić na tak ciekawe maszyny jak traktor albo ratrak. Atrakcja, która nie jedno dziecko wciągnie na dobre pół godziny. 
  • Spacerując po dolnej stacji trafimy też niestety lub stety na masę straganów. Stety, ponieważ naszemu dziecku prawdopodobnie bardzo się one spodobają, niestety zazwyczaj ze szkodą dla naszego portfela.
Białka Tatrzańska zdecydowanie zapewnia naszym dzieciom najwięcej rozrywki, choć to w większości rozrywka typowo komercyjna. Jadąc tam musimy liczyć się z większymi, często niepotrzebnymi wydatkami.





W I S Ł A   S O S Z Ó W

Stacja narciarska w Wiśle zajęła drugie miejsce w mojej subiektywnej ocenie. Wisła nie jest dużą stacją narciarską, ale jadąc z dziećmi naprawdę nie oczekujemy wielkich możliwości. Zdecydowanie mniej tutaj komercji niż w Białce. Tym niemniej dziecko również nie będzie się nudzić.
  • Aby dziecko mogło pobawić się bezpiecznie na śniegu w okolicy stacji narciarskiej trzeba wjechać z nim kanapą na górną stację. Jako rodzic czułam niejaki niepokój wioząc malucha na górę. Dla dziecka jednak była to nie mała frajda.
  • Na górnej stacji Wisły Soszów nie znajdziemy komercyjnych atrakcji w stylu Białki Tatrzańskiej. Jest za to  nie ratrakowana górka, wcale nie taka maleńka i wcale nie zatłoczona. Można na niej pojeździć na sankach, znaleźć miejsce na zbudowanie bałwana i przejść się na krótki spacer do pobliskiego lasku.
  • Na górnej stacji organizowane są też zabawy dla dzieci. Gdy byliśmy tam kilka lat temu, dzieci dostały zadanie, aby rozwiązać rebus, korzystając ze znalezionych wskazówek. Trzeba więc było odnaleźć wskazówki, odczytać je i złożyć rebus odpowiedź. Każdemu, komu się udało, pobliski skibar fundował gorącą czekoladę. Zaangażowanie dzieci było więc ogromne:)
Wisła Soszów to dobra stacja na spędzenie czasu z dzieckiem. Nie ma tu dużo pokus, więc nasz portfel nam za to podziękuje. Niestety wybór atrakcji jest na tyle niewielki, że po 4 dniach dzieciom  zaczyna się nieco nudzić.





Z I E L E N I E C   S K I   A R E N A


Do Zieleńca wybraliśmy się dopiero w tym roku. Skuszeni rzekomym mikroklimatem i pozytywnymi opiniami, postanowiliśmy w tym roku pojechać  w Sudety. Muszę przyznać, że stacja narciarska robi duże wrażenie. Ilość kanap, orczyków i tras zjazdowych jest ogromna, jak na polskie warunki. Niestety odniosłam wrażenie, że stacja nie ma zupełnie nic do zaoferowania nie jeżdżącym na nartach dzieciom. 
Prawdą jest, że w tym roku postanowiliśmy wreszcie postawić na nartach nasze młodsze dziecko. Skupiliśmy się więc na nauce. Tym niemniej mieliśmy w planach również pobawić się na śniegu. Niestety, nie znaleźliśmy żadnego miejsca, gdzie byłoby to możliwe. 
  • Obsługa stacji narciarskiej, od instruktorów po personel w wypożyczalniach nie potrafiła wskazać nam żadnego miejsca  w pobliżu stoku, atrakcyjnego dla małego dziecka. Być może fakt, że nie znaleźliśmy dziewiczej, bezpiecznej górki spowodowany był również słabymi warunkami atmosferycznymi. Trafiliśmy na odwilż i śnieg z wielu miejsc po prostu spłynął. 
  • W Zieleńcu jest kilka sklepów, do których nie wchodziliśmy, ale nie ma tak wszechobecnych straganów z różnymi różnościami jak w Białce. Oczywiście jest to zaleta, ale przy braku atrakcji dla dziecka, taki stragan mógłby być pewnym urozmaiceniem nudy.
  • Zieleniec jest z pewnością malowniczym miasteczkiem, więc pewnym rozwiązaniem może być spacer, z czego jednak nie korzystaliśmy, ze względu na pogodę. Wyobrażacie sobie, że nie dość, że było ciepło, mokro to jeszcze padał deszcz. No, nie było miło.
Podsumowując Zieleniec jest chyba najlepszą znaną mi stacją narciarską dla narciarzy. Nie oferuje  jednak wiele tym, którzy na deskach będą uczyć się dopiero za parę lat.

Jestem ciekawa, czy ktoś z was ma jeszcze jakieś doświadczenia w tym temacie. Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzu


Zachęcam Cię do zapisania się na nasz comiesięczny newsletter. Zestawienia wpisów, unikalne treści, ciekawe informacje.






Follow my blog with Bloglovin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze, jest mi bardzo miło.

Bardzo Was proszę jednak o nie umieszczanie w treści komentarza jakichkolwiek linków reklamowych. Wszystkie podlinkowane komentarze zostaną usunięte (chyba, że link dotyczyć będzie merytorycznie komentowanego wpisu).
Dziękuję za wyrozumiałość.