piątek, 19 grudnia 2014

Czy warto samodzielnie farbować włosy

farbowanie włosów

Ja wiem, że Święta, klimat i tak dalej. Wiem, że temat włosów może trochę nie na czasie. Ale ja właśnie po raz pierwszy samodzielnie pofarbowałam sobie włosy.



Tak się złożyło, że nie miałam kiedy pojechać do fryzjera. Popłynęłam z zadaniami do kalendarza, a fryzjer jakoś nie chciał przyjmować w godzinach snu dzieci. A odrost rośnie - Mój Boże jak ja się pokażę Mikołajowi??

Tym sposobem, rad nie rad, pierwszy raz w swoim dotychczasowym życiu kupiłam farbę w drogerii. Dla zainteresowanych - tak to ta farba ze zdjęcia.
Pudełko obejrzałam ze wszystkich stron, instrukcję przeczytałam 2 razy od a od z i z duszą na ramieniu zabrałam się za malunki.

To co mnie pozytywnie zaskoczyło, to fakt, że nie musiałam przygotowywać żadnych dodatkowych narzędzi. Żadnego brudzenia miseczek, żadnych pędzelków czy mieszadełek. Nawet nożyczek nie potrzebowałam. Wszystko co potrzebne było już w pudełku, wszystko przemyślane i łatwe w użyciu.

Ok, przygotować łatwo, ale farbowanie odrostów nie będzie już takie proste, pomyślałam. No bo przecież ciężko samodzielnie nałożyć sobie farbę tylko na odrost. A co z tyłem głowy, przecież nie mam tam oczu? Będą przebicia, będę wyglądać jak ta przysłowiowa krowa w kropki bordo.....

Zrobiłam co mogłam i jak potrafiłam. Żadnej precyzji, ot tak na czuja - będzie co ma być. Najpierw odrost - 10 min. Potem reszta i kolejne 10 minut. Płuczemy włosy, myjemy, odżywka, znowu płuczemy. Potem suszarka i... spoglądam w lustro.

I co? Jest dobrze! 

Farbra do włosów

Kolor jak marzenie, nawet lepszy niż ten od mojego ulubionego fryzjera, po prostu śliczny. Żadnych "bordowych kropek", żadnych przebitek, smug i zapomnianych fragmentów. Włosy pofarbowane równomiernie, błyszczące i ładne. Łał, jestem mistrzynią! Udało się!

Ale czy było warto? 
Farbowanie włosów, łącznie z płukaniem, myciem, maseczką, suszeniem i czyszczeniem pobrudzonej umywalki zajęło mi 1,5 godziny. Jest to czas zbliżony do tego jaki spędzam farbując włosy u fryzjera. Zaoszczędziłam jedynie trochę czasu potrzebnego na dojazd.

Za farbę zapłaciłam około 20 zł, za farbowanie u fryzjera płacę ponad 120. Przebicie cenowe 6 krotne przemawia do wyobraźni.

Zniszczeń w związku z samodzielnym farbowaniem nie było dużo. Jeden ręcznik pobrudziłam farbą. Ot, będzie na kolejny raz, więc koszt niewielki.

Straciłam za to mycie głowy z masażem (mój fryzjer ma takie cudowne masujące fotele), dawkę plotek z Flasza, którego tylko u fryzjera przeglądam i pogaduszki o pogodzie. Ale czy to jest warte aż 100zł?

Mój ulubiony fryzjerze, bardzo Cię lubię, ale chyba straciłeś klientkę. Od dziś tylko szybkie cięcie, a farba w domku.

Follow my blog with Bloglovin