poniedziałek, 16 listopada 2015

Pierwsze zawody - czego rodzice się nie spodziewają?


Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad wysłaniem dziecka do szkoły sportowej, jeśli chcielibyście zobaczyć je podczas zmagań ruchowych, jeśli wasze dziecko szykuje się na pierwsze  w życiu zawody, muszę was ostrzec. To będzie doświadczenie, które Was zaskoczy.
Tak, zaskoczy Was, rodziców (zakładam, że będziecie chcieli towarzyszyć swojej pociesze podczas tego pierwszego wyzwania), bo zawody wyglądają zupełnie inaczej niż sobie je wyobrażacie.


Nasze pierwsze, międzyklubowe zawody odbyły się w czerwcu. Minęło już sporo czasu, emocje opadły i z tyłu głowy mamy już następne zmagania. Ale powiem Wam szczerze, nigdy nie zapomnę tego "pierwszego razu".


G D Z I E   T A   S A L A?

Jadąc do obcego nam miasta zaopatrzyłam się w 2 nawigacje, żeby broń Boże nie pobłądzić. Miały mnie one doprowadzić bezpiecznie i prosto do celu. I przyznam się, że nawet by tak było, gdyby nie mój brak wiary...
Fakt, że zawody miały się odbyć na jakimś podmiejskim osiedlu, pomiędzy plątaniną niewielkich uliczek, wydawał mi się tak absurdalny, że krążyłam po okolicy w poszukiwaniu lepszej drogi. Rzeczywistość jednak wyglądała prozaicznie, objechanie osiedlowych uliczek było koniecznością, a zawody odbyły się na sali treningowej.

Odpuście sobie wielkie oczekiwania odnoście sali. Odpuście sobie oczekiwania komfortu oglądania.


J A K   D Ł U G O   M O G Ą   T R W A Ć   Z A W O D Y?

Dotarłam na miejsce, zdążyłam nawet na rozpoczęcie zawodów w interesującej nas klasie wiekowej. Ufff.
W napięciu godnym rozgrywek olimpijskich czekałam na rozpoczęcie. Wreszcie wyszły. Idą, idą, idą.... no jak długo można iść (?). Nastąpiła prezentacja klubów, podział na zastępy, prezentacja zastępów, rozejście do przyrządów, rozgrzewka... Powoli zaczęłam się zastanawiać, czy wystarczy mi baterii na filmowanie. No i co będzie z miejscem na karcie pamięci?
Wreszcie walka się zaczęła. Najpierw jedna, druga, piąta... oooo wreszcie jest i nasza córka. Ale, zaraz, zaraz, czemu to trwało tylko minutę?
Potem już tylko nastąpiła zmiana przyrządów, rozgrzewka, jedna, druga piąta, minuta nerwów, kolejna zmiana, rozgrzewka....
A tu człowiek głodny, pić się chce, głowa od muzyki boli. A zawody, jak trwały tak skończyć się nie mogły.


Przygotujcie się psychicznie na długie stanie i koniecznie zaopatrzcie w prowiant i nie dajcie po sobie poznać, że się wam nudzi.


S E R I O?   T O   S Ą   Z A W O D N I C Z K I?

Każdy przeżywa swój "pierwszy raz". Sami wiecie. Zawody, zanim na nie pojechałam, wydawały mi się czymś naprawdę wielkim. Naoglądałyśmy się z córką występów gimnastycznych na YouTubie, naczytałyśmy wymagań, spodziewałyśmy się niezłego widowiska. Tym czasem, większość występów wyglądała mniej więcej tak.


Cóż to było za szczęście. W tej sytuacji moje dziecko, mimo ewidentnych braków, prezentowało się wielce przyzwoicie.

Nie oczekujcie od pierwszych zawodów wysokiego poziomu. Nie stresujcie się, że wasze dziecko nie wszystko potrafi.


C Z Y    K T O Ś    R O Z U M I E   T Ą   P U N K T A C J Ę?

Punktacja to zdecydowanie największa tajemnica zawodów gimnastycznych. Nikt z nas, rodziców zawodniczek, nie był w stanie jej zgłębić, choć wielu próbowało. Bo czy to logiczne jest, że pokazanie większej ilości elementów, wcale nie gwarantuje wyższej punktacji?
Sędziowie na zawodach, przyznając oceny, stają się dla rodziców niczym prestidigitator podczas swoich występów. Owiani nutą tajemnicy żonglowali swoimi cyferkami, a my staliśmy w osłupieniu z wyrazem zdziwienia na twarzach.


Dajcie sobie spokój ze zrozumieniem wszystkich zasad. Możecie znać podstawy ale i tak będziecie musieli, uwierzyć sędziom na słowo.


P O   C O   J E J   B Y Ł Y   T E   Z A W O D Y?

Siedziałam więc sobie na tych zawodach (o przepraszam stałam, bo miejsc siedzących jak na lekarstwo), obserwowałam, nagrywałam i widziałam ten ciągły wyraz napięcia na twarzy mojej zawodniczki. Spodziewałam się, że będzie stres, ale żeby aż taki? Początkowo miałam nadzieję, że trochę jej przejdzie gdy zacznie się jej kolej. potem liczyłam na to, że nerwy odpuszczą po pierwszej konkurencji. W skrytości ducha sądziłam, że może po kolejnej będzie lepiej. Tym czasem nerwy podczas tych pierwszych zawodów nie odpuszczały.
Patrzyłam więc na nią i widziałam ten stres, jakiego nie odczuwała nigdy wcześniej. Patrzyłam, a serce moje przepełnił ból. Maiłam ochotę zabrać ją z tego okropnego miejsca, przytulić i nigdy więcej nie wrócić. Miałam wyrzuty sumienia.

Jeżeli macie wrażliwe dziecko, albo sami jesteście wrażliwi, nie oglądajcie pierwszych zawodów. Albo, nie, jednak obejrzyjcie, bo...


J E S T E M   D U M N A!

Ostatecznie, jak zawody się skończyły, jak opadł ostatni skrawek nerwów, zobaczyłam na twarzy swojego dziecka uśmiech. Zobaczyłam wyraz zadowolenia i ten błysk w oczach, które  zdawały się mówić "Zrobiłam to!"
Wtedy poczułam, że jednak było warto. Wtedy zdałam sobie sprawę jakie kolosalne postępy zrobiła przez ten rok przygotowań. Niewyobrażalne wręcz. Z małej, słabej dziewczynki stała się prawdziwą, silną zawodniczką. Poczułam dumę i szacunek jednocześnie. Miejsce, które zdobyła, stało się nagle mniej istotne, nie ważne wręcz.
Dla mnie była wielka, choć jeszcze taka malutka.


Będziecie cholernie dumni, ze swoich dzieci. I choć zawody w innych dyscyplinach wyglądać mogą zupełnie inaczej, choć możecie mieć zupełnie odmienne doświadczenia, to, to jedno mogę wam zagwarantować. Duma będzie was rozpierać.

A Wy, co myślicie o wyczynowym sporcie dla dziecka? Macie jakieś doświadczenia?

Zachęcam Cię do zapisania się na nasz comiesięczny newsletter. Zestawienia wpisów, unikalne treści, ciekawe informacje.






Follow my blog with Bloglovin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze, jest mi bardzo miło.

Bardzo Was proszę jednak o nie umieszczanie w treści komentarza jakichkolwiek linków reklamowych. Wszystkie podlinkowane komentarze zostaną usunięte (chyba, że link dotyczyć będzie merytorycznie komentowanego wpisu).
Dziękuję za wyrozumiałość.